niedziela, 12 czerwca 2016

Ile można karmić piersią? Nasze początki i... brak finału?

To było w czwartek. Mój syn zasnął. Poprawiłam bluzkę i tak się zadumałam... Ile można karmić piersią?
Różnie mówią - jedni, że do roku, inni, że do dwóch (wariaci chyba!), a jeszcze inni, że do samoodstawienia (do czego??? Ci to chyba w ogóle z psychiatryka wyszli!). He he he... uśmiecham się do siebie w duchu.

Zależy jeszcze, czy pytamy, ile mama może karmić czy też ile dziecko może ssać? Bo może się okazać, że dziecko porzuci matczyne dobro, ale na jego miejsce wskoczy płynnie od razu młodsze rodzeństwo i tym sposobem mamie się skumuluje i wyjdą na przykład 4 lata. :-P

Nie no, tak naprawdę mam na myśli to pierwsze, oczywiście prowokacyjne pytanie. Tak naprawdę nie ma górnej granicy. Badania pokazują, że dzieci NATURALNIE odstawiają się między 2 a 7 rokiem życia. Ok, ok. Domyślam się, że niektórzy zapluli monitory ze śmiechu lub dławią się teraz z powodu zakrztuszenia. Już spieszę z wyjaśnieniami.

Badania te dotyczą całego globu. A jak wiadomo, w różnych rejonach świata różne są możliwości zdobywania pożywienia, po pierwsze. Po drugie, każdy zna dzieci, które same odstawiły się wcześniej. Tak tak - najczęściej z powodu błędów żywieniowych. Oczywiście, nie posądzam nikogo o złą wolę, raczej wynika to z niewiedzy. Prawdopodobnie dzieci te dostawały za dużo i za szybko inne pokarmy. Jednak nie zmienia to faktu, że nikły procent dzieci odstawi się samodzielnie przed ukończeniem 2. roku życia. Z prostej, ewolucyjnej przyczyny: tak małe dziecko nie jest w stanie samo zdobywać pokarmu w satysfakcjonującej go ilości składników odżywczych, więc korzysta z dobrodziejstw opiekuna.


Zacznijmy jednak od początku.

Przez pierwsze 6 miesięcy życia karmimy dziecko tylko i wyłącznie mlekiem. Z piersi lub odciąganym, ale uwaga! Jeśli odciągane, to podajemy łyżeczką lub z kubeczka, butelka to najgorsze rozwiązanie dla prawidłowego odruchu ssania oraz rozwijającego się aparatu mowy.
Po ukończeniu przez dziecko 6. miesiąca życia można rozszerzać dietę, jeśli dziecko wyraża gotowość (siedzi samodzielnie, jest zainteresowane jedzeniem). MOŻNA. Nie trzeba. Jeśli dziecko nie jest gotowe, to warto poczekać niż się frustrować, nic mu nie będzie, SERIO. Pokarm mamy to najtreściwsze, najzdrowsze, najbardziej lekkostrawne jedzenie, jakie możesz podać dziecku. ;) Jeśli mamy do czynienia z dziećmi alergicznymi, z rozszerzaniem diety wstrzymujemy się do ukończenia przez nie 9. miesiąca życia. Chodzi o większą dojrzałość, układu pokarmowego.
Wcześniejsze rozszerzanie diety w niczym nie pomoże, a może zaszkodzić - np. zaostrzyć objawy alergii lub doprowadzić w przyszłości do jej wystąpienia, do problemów z nadwagą lub otyłością.

Pół roku tylko pierś. Powtarzam, bo każda mama małego dziecka zazwyczaj słyszy wokół siebie milijon wspaniałych rad o wcześniejszym roszerzaniu diety, o okienkach immunologicznych na gluten (dziś wiemy, że to bzdura, ale co z tego, skoro lata przyzwyczajeń zrobiły swoje....), o anemii, która jest fizjologiczna, więc nie trzeba jej leczyć, chyba że dziecko nie przybiera na wadze i traci apetyt...

Właśnie. Przybieranie na wadze, a "słaby" lub "tłusty" pokarm.

Pokarm mamy zawsze jest najlepszy. Nigdy nie jest za "słaby" ani za "tłusty". Choć młoda matka znowu słyszy mnóstwo wspaniałych rad, pt. "Nie przybiera, odstaw", "Za dużo przybiera, odstaw". Sama kiedyś usłyszałam na widok mojego kilkumiesięcznego dziecka "Ciocia, Ty to musisz mieć tłusty pokarm!". To miał być oczywiście taki łagodny przytyk do tego, że dziecko pyzate. Należy olać takie komentarze. I dalej spokojnie karmić.

Pokarm zawsze jest odpowiedni. Taki, jak w danej chwili potrzebny jest dziecku - na upałach bardziej poi (dlatego na upałach dzieci do końca 6-go miesiąca nie trzeba dopajać dodatkowo), nocny jest tłustszy i bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe, które wspierają rozwój układu nerwowego (dlatego nocne pobudki na karmienie są takie ważne, choć męczące).

Zaraz na pewno odezwie się ktoś z historią rodzinną, w której czyjeś dziecko nie przybierało, było głodne i jedyną radą była butelka lub mieszanka. A czy ktoś sprawdził, czy to dziecko dobrze ssie i czy jest prawidłowo przystawiane? Nie mówię o położnej, ale o profesjonalnym wsparciu laktacyjnym. Długie włosy idziemy podciąć do dobrego fryzjera, z cieknącym kranem wołamy hydraulika, to dlaczego z problemami w zakresie laktacji nie idziemy nigdzie lub do pediatry (przypominam: to lekarz chorób dziecięcych, nie dietetyk i nie osoba, która profesjonlanie na co dzień zajmuje się laktacją). Profesjonalnie problemami w zakresie laktacji zajmuje się konsultant laktacyjny i takich należy szukać. Może okazać się, że wystarczy zmienić pozycję do karmienia lub dziecko ma za krótkie wędzidełko podjęzykowe, co uniemożliwia mu efektywne ssanie.


Moje / nasze początki

Sama miałam problem z karmieniem. I to nie jeden. :-P Tutaj jednak wspomnę o tym pierwszym, początkowym, który mógł zakończyć naszą jeszcze nie rozpoczętą mleczną drogę na zawsze. Oczywiście po porodzie przyszła do mnie położna, żeby pomóc przystawić dziecko. Jakoś go tam nałożyła, ale czułam, że coś jest nie tak. Było mi niewygodnie, dziecko chciało ssać i to bardzo, ale widać było, że nie może sobie poradzić. Tak sobie to moje cudo obserwowałam aż zobaczyłam, że ma cofniętą brodę. Powiedziałam o tym lekarce - neonatologowi, a ona na to, że "Nie wymieniają dzieci ze względu na brody." We mnie się zagotowało. Mówię do pani, że chodzi mi o karmienie - owszem, widać z góry, że pierś jest poruszana, ale dziecko nie ssie efektywnie, bo dołem nie może odpowiednio jej złapać, więc co mam robić? Jak sobie z tym radzić? Zbyła mnie: "Pani W., widać po Pani zawód.". Żaluję tylko, że nie miałam w sobie tyle siły  i wiedzy, co teraz, żeby wymóc na niej odpowiednią pomoc. Dziecko w nocy płakało. Z głodu. Przyszły położne i co zrobiły? Dały glukozę, żeby mieć spokój... Ja - zakręcona, obolała, nie potrafiłam wtedy zawalczyć o siebie i dziecko jak trzeba.

Kolejnego dnia jedank już się ogarnęłam. Walczyłam, choć lekko nie było. Mały S. wciąż wołał, ja nie umiałam mu pomóc. Prosiłam położne, lekarki... Przychodziły, sprawdzały, czy jest pokarm w moich piersiach (to było okropne!), stwierdzały, że tak, wzruszały ramionami i szły bez rady. W końcu ok. 17.00 przyszła jedna pani, której się udało. Hurra! Jest sukces. Dziecko ssało 40 min. bez przerwy, po czym zasnęło spokojnie. Poprosiłam jeszcze panią, żeby przyszła znów pomóc, bo mogę nie dać rady. Nie przyszła. Zmieniły się zmiany. Przyszła inna, która wymyśliła swoją pozycję, która w ogóle nie pasowała ani dziecku, ani mnie. W końcu zapytała mnie, czy mam butelkę. Ja na nią wielkie oczy! Jaką butelkę? A ona oburzona, że nie mam ze sobą butelki i z łaską przyniosła mi jakiś smoczek do butelki. No mówię Wam, to był kosmos. Na trzeci dzień okazało się, że S. za dużo spadł na wadze. I wreszcie odkryli, że mam rację! Że dziecko chce ssać, że mleko jest, ale nie może się najeść. Wow! Ale i tak największe pretensje miałam do siebie, że nie byłam bardziej stanowcza, choć wiem, że to wszystko nerwy, strach, pierwsze dziecko, poczucie osamotnienie w starciu z instytucją szpitala, personel patrzący z góry, itp.

Nie zostało mi nic innego jak walczyć samotnie, bo na konsultację laktacyjną i tak musiałam czekać do poniedziałku, a to była niedziela. Próbowałam, jak mogłam. Sąsiadka pożyczyła nakładki, którymi poraniłam brodawki, więc do nerwów o dziecko i jego przybieranie doszedł ból i krwawienie. Ale S. tak na mnie patrzył.... w tych oczach było tyle ufności i tyle nieporadności, że nawet jak teraz o tym piszę, mam "baseny" w oczach. Musiałam dać radę. Dla niego. Lekko nie było, ale przynajmniej następnego dnia nie spadł więcej, a zatrzymał się, więc pozwolono nam wyjść do domu. Nie poszłąm jednak tak szybko - siedziałam na łóżku, aż przyszła konsultanka.

Konsultantka pokazała RAZ. Tylko RAZ. Wystarczyło. I problem prysł jak bańka mydlana! Załapaliśmy oboje - i ja, i S. Śmiem twierdzić, że to wszystko dzięki S. - dzięki jego wołaniu i jego ufności w małch oczach, której nie mogłam zawieźć. To on uratował naszą laktację i dzięki niemu nasza historia trwa po dziś dzień - 31 miesięcy. Celowo, w grafice na początku posta jest starsze dziecko, a nie niemowlę. Bo karmienie piersią jest czymś normalnym jak picie ze szklanki i jedzenie z talerza. Uważam, że wiele kobiet karmiłoby dłużej, gdyby była odpowiednia pomoc laktacyjna i dobry dostęp do niej, gdyby nie naciski ze strony otoczenia oraz gdyby propagowano na szeroką skalę aktualną wiedzę o laktacji.

Pozdrawiam matki-karmicielki i wszystkich czytelników!


17 komentarzy:

  1. Dziekuje Olu.za 6 tyg rodze i rodzice poradzili zebym karmila piersia.tylko piersia! Jak najdluzej! Tymczasem spotkalam na swojej drodze osoby, ktore mnie wyamialy i twierdza ze mleka w proszu sa najlepsze! Bardzo fajny artykul! Czuje ze jeszcze nie raz skorzystam z Twojej rady! Pozdrawiam ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kinga, gratulacje! :)
      Życzę morza mleka i nie zrażaj się trudnościami. Na początku nie jest łatwo i przyjemnie, ale z każdą kroplą mleka będzie lepiej. :)
      Mleka w proszku nie są najlpesze. Mleka w proszku powstały, by utrzymać przy życiu niemowlęta, których mamy ginęły w czasie wojny, a po wojnie szły szybko do pracy w fabryce... Mleko w proszku ma zawsze ten sam skład, obciąża jelita, więc dzieci dłużej śpią, ale to nie znaczy, że spokojniej. Po prostu ich jelita są tak obciążone, że wszystkie inne funkcje zostają wyłączone, bo organizm musi zająć się trawieniem. Poza tym, mleko mamy ma unikalny skład - zawsze dopasowany do swojego ssaka. Poi, syci, zawsze ciepłe, zawsze przy sobie, bezpłatne, nie trzeba butelek, suszarek, termosów z wrzątkiem na noc... Mleko mamy ma też różne smaki, w zależności od tego, co je, więc dziecko już poznaje czosnek, ogórki, paprykę, mięso, barszcz... i potem łatwiej mu zidentyfikować te smaki podczas rozszerzania diety. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ja karmiłam obydwóch synów do 3 roku życia i nie żałuję ani minuty :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja karmiłam Dawidka 2 lata, a Kasię 2,5 roku. Łącznie 4,5 z półroczną przerwą na ciążę;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oleńka, czytam i czuję, że muszę opisać swoje stanowisko. Ja Monika (znamy się ) :) Mama trójki dzieci w wieku 4 , 2, i 5 miesięcy. Cała trójka karmione piersią. Bez problemów od samego początku. Liczyłam tylko na siebie i swoją intuicję. Bo przy pierwszym dziecku wiedza moja była niewielka. Pierwsze karmiłam 10 miesięcy, drugie 6 i najmłodsze jeszcze pije. Wspomnę, że wszystkie moje dzieci są dobrze rozwinięte zdrowe wyniki badań mają doskonałe. Troszczę się o to co jedzą. Jedzą normalnie z glutenem :) duża ilość warzyw i owoców. Mięso kasze ryż makarony. Słodycze w niewielkiej ilości. Jestem logopedą i pomimo korzystania z butelki w pewnym okresie nie ma żadnych wad w aparacie mowy. Mamy w zwyczaju jeść posiłki całą rodziną przy stole. Dzieci bardzo szybko były zainteresowane jedzeniem. Dwoje pierwszych dzieci mając rok samodzielnie już jadły sztućcami pół roku później pożegnali się z pieluchami. Samodzielnie zasypiają od 4 miesiąca życia w swoich pokojach. Wspomnę że sami odwrócili się od piersi. I nie widzę w tym nic złego. Kiedy patrzę na mojego 2 latka i widzę takiego dużego i samodzielnego chłopaka nie umiem sobie wyobrazić, że mogłabym go przystawiac do piersi. Kiedy pojawia się kolejne dziecko to wcześniejsze okazuje się już naprawdę dużym człowiekiem :) Każda mama ma indywidualną relację z własnym dzieckiem. Więc trudno wszystkich wsadzić do jednego wora. Nie jestem zwolennikiem tak długiego przystawiania do piersi. Cieszy mnie szybkie usamodzielnianie się dzieci. Są zdrowe silne sprytne radosne i jestem z nimi bardzo bardzo blisko :) Pozdrawiam Was Olu. I mam głęboką nadzieję, że wzbogacicie swoje doświadczenie mając więcej dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monia! Piękną masz rodzinkę i uwielbiam patrzeć na Wasze zdjęcia na FB. Bije z nich radość, ciepło, empatia, miłość i zrozumienie. Gratuluję z całego serca! :)
      Świetnie, że wystarczyła Ci intuicja, ale wiele osób nie daje rady tylko w ten sposób, więc potrzebuje wsparcia z zewnątrz i warto, by było to wsparcie profasjonalne. Po drugie - dieta ma być zdrowa i świetnie, że u Ciebie taka jest. Gluten nie ma tu nic do rzeczy, jeśli tylko jesteście zdrowi i Wam nie szkodzi. Ja ze względów zdrowotnych nie mogę, więc go wyeliminowałam u siebie, ale nie u całej rodziny. Kolejna rzecz - jako logopeda wiesz, że butelka to zło dla zgryzu, może zaburzyć technikę ssania i niepowodzenie w karmieniu naturalnym gotowe. Poza tym jest zagrożenie próchnicy butelkowej. Dzieci zainteresowane jedzeniem - świetnie. Tak ma być. Znaczy, że zdrowe i ciekawe świata. Dzieci same się odstawiły od piersi? Brawo! Tak ma być. Ideał. :) Co do wyobraźni - ja też sobie nie wyobrażałam, a jednak jeszcze karmię. Dwa razy uratowało nas to przed szpitalem, kiedy rotawirus powalił nawet mojego męża tak, że odwiozła go karetka, a S. nie chciał przyjmować żadnych płynów, elektrolitów, wymiotował i miał biegunkę. Przed odwodnieniem uratowało nas tylko kp. Poza tym - karmienie dwulatka nie wygląda tak, jak karmienie noworodka, choć wielu tak myśli. To po prostu cyc od czasu do czasu - np. do spania lub po przebudzeniu. Czasem w ciągu dnia i tyle. Dziecko je i pije normalnie.
      Każdą mamą powinna cieszyć samodzielność dziecka, w końcu po to je wychowujemy, żeby samo radziło sobie w świecie. Indywidualizm relacji to klucz do szczęścia, moim zdaniem.
      Nigdzie nie napisałam, że podanie butelki lub krótsze kp przekreśla szansę na szczęśliwe dzieciństwo. Ale warto być świadomym plusów i minusów. Niedawno spotkałam znajomych, którzy pół roku z trudem odstawiali córę od piersi, a potem jak już się udało, stwierdzili, że to było bez sensu, bo w niczym im to nie przeszkadzało, a tylko się umęczyli.
      Poza tym, w obliczu wielkiej propagandy szybkiego kończenia kp, przedstawiania preparatów mlekozastępczych i mieszanek jako równie dobrej alternatywy dla mleka mamy mnie oburza. Uważam, że powinien dobry dostęp do informacji do tego, co naturalne, tanie i zdrowe. To naprawdę temat rzeka. Nikogo nie dyskredytuję. Przedstawiam swoje stanowisko i wyniki badań, do których docieram od trzech lat i mam nadzieję, że komuś się to przyda i pomoże.
      Pozdrawiam ciepło, Monia :)

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź :) Nie mam takiej płynności w pisaniu jak Ty więc nie do końca się wyrażam :) Butelka pojawiła się po ustaniu kp. U nas higiena jamy ustnej rozpoczęła się zanim pojawiły się zęby stąd też później nie było problemu z nauką szczotkowania. Mnie na początku nie było lekko. Pamiętam jak w szpitalu po prostu podglądałam inne mamy które już przyszły rodzić kolejne dzieci. Nikt z personelu nie znalazł czasu. Udało się chociaż miałam przysłowiowe pełne gacie. Nie wiem jak się odstawia dziecko od piersi bo nie musiałam tego robić. Jesteś mądrą Mamą i wogòle wszyscy jesteście cudni chociaż pana S. nie znam :) Buziaki.

      Usuń
    3. No właśnie, Monia. "Pamiętam jak w szpitalu (...) podglądałam inne mamy... (...) Nikt z personelu nie znalazł czasu". To MUSI się zmienić. Gdyby nauczyciel nie poprawił sprawdzianu lub zaniżył ocenę, to byłoby larmo na całą szkołę, gdyby pani ekspedientka w kasie była niemiła dla klienta, to mogłaby stracić pracę lub mieć po premii, a lekarze i położne, od których zależą tak ważne kwestie nie mają aktualnej wiedzy o laktacji, bo się nie dokształcają (ile razy słyszałam, że nie ma mnie czym leczyć u lekarza pierwszego kontaktu, nie zliczę...), na położnictwie dziwią się, że nie mam ze sobą butelki dla noworodka albo znają jedną pozycję do karmienia. Litości.
      Powinnaś zostać, nie tylko przy pierwszym dziecku, ale każdym, które powiłaś czy jeszcze powijesz ;) zostać zaopiekowana z największą troską, powinnaś dostać pełną informację i pomoc a nie karmić "z pełnymi gaciami", jak napisałaś. Kolejne dziecko może mieć jakieś specjalne potrzeby w zakresie kp i ta pomoc może okazać się potrzebna. Świeżo upieczonej matce należy się spokój, a nie nerwy, czy sobie poradzi oraz świadomość, że jest zdana sama na siebie. Dlaczego młode matki myślą, że nie mają pokarmu, choć noworodkowi wystarczy 5 ml, czyli łyżeczka od herbaty, żeby zapełnić żołądek? Bo nikt im tego nie mówi. Dlaczego dokarmia się dzieci na oddziałach mm, często bez zgody rodzica? A one potem często nie chcą piersi się chwycić, bo tak łatwo nie leci. Podstawy podstaw.
      Uff... Temat dla mnie gorący i mogłabym jeszcze dużo pisać. ;)
      A dzieci od piersi się nie odstawia. Same się odstawiają, kiedy przychodzi dla nich odpowiedni czas i do tego dojrzeją. Nazywa się to samoodstawienie. ;)

      Buźka!

      Usuń
  5. A mi jest zawsze przykro, jak czytam podobne artykuły. Nikt nie wie, co przeżyłam, kiedy jako zagubiona, przestraszona młoda matka, która dookoła słyszy i czyta tylko o dobrodziejstwach karmienia piersią i strasznych konsekwencjach butli, musiałam podać mojemu dziecku mieszankę... A przez następne pół roku odciągałam pokarm co 3 godziny we dnie, w nocy, żeby tylko jakiś szczątek dobrodziejstwa spadł na moje dziecię... Nikt nie wie, z jakimi myślami się borykałam, ile nocy przepłakałam, jak odciągałam kolejne znikome mililitry, żeby tylko coś tego cudu wpadło jej do brzuszka... Można mówić, że powinnam szukać poradni laktacyjnej, pomocy, ale byłam zagubiona, sfrustrowana i radziłam sobie jak mogłam. A jedyne czego mi brakowało i brakuje do tej pory to artykułów ze słowami pocieszenia, wsparcia dla takich mam jak ja! Że nie jestem wyrodną matka, bo daję mieszankę, że moje dziecko nie doświadczy samego zła, bo pije z butelki... Są takie mamy jak ja, które wstydzą się (same przed sobą) powiedzieć, że karmią butlą i im należy pomóc! Dla mnie jest to moją porażką, ale nie potrzebuję, aby mnie kopano, tylko potrzebuję wsparcia...
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś bardzo dobrą mamą i nie wolno Ci czuć się winną. Nie zrobiłaś dziecku krzywdy podając mu butelkę . Walczyłaś. To bardzo ważne. Przy pierwszym dziecku jest wiele lęku i strachu. Wiele niewiadomych. Ja mam troje dzieci , ale za każdym razem się bałam, czy się uda choć doświadczenie już mam duże. Wiem , że i przy kolejnym będę się bać tak samo. Uszy do góry. Nie ma się czego wstydzić.

      Usuń
    2. Mnie z kolei serce się kraje jak czytam artykuły podobne do Twojego. Ola popatrz na siebie tak: "Jestem matką, która nie mogła swojego dziecka karmić piersią ale oddała Mu swoje serce i całą siebie poświęcając swój sen (który jest do życia niezmiernie potrzebnym by opiekować się całą rodziną, by być zdrową, by być szczęśliwą, by mieć siły na codzienne obowiązki). Podporządkowałaś Mu swój dzień i całą siebie. Nosiłaś Go pod swoim sercem, co nie zawsze było takie proste. Urodziłaś Go w bólach i piastowałaś go w wyczerpaniu oraz obolałości poporodowej!" OLA możesz być dobrą mamą niezależnie czy karmisz piersią, niezależnie czy używasz butelki, czy używasz pampersów, gdy nie używasz chusty, nawet gdy nie stosujesz blw. Możesz być dobrą mamą! Te wszystkie rzeczy nie świadczą o Twoim macierzyństwie! I co to za bzdura z tą porażką??? To nie jest żadna porażka! Używanie butelki może się przyczynić do powstania pewnych niepożądanych efektów ale nie musi. Nie tylko butelka może powodować defekty, a nie używanie butelki nie gwarantuje, że problemy się nie pojawią. Moje dziecko od 9,5 miesiąca piło mleko z butelki i ma piękne ząbki, jak szło do przedszkola to wszyscy myśleli, że jest starsze, bo ładnie, wyraźnie i całymi zdaniami mówiło. Jako nieliczne z grupy nie potrzebowało logopedy. Owszem było starsze jak zaczęło na co dzień pić butle. Ale jak było młodsze też zdarzało się,że dostawało butelkę. Świat się nie zawali jak kobieta nie będzie karmić piersią, a dziecko które nie ssało piersi też może być zdrowe i szczęśliwe. Owszem dobrze jest karmić piersią, popieram i stosuję ale jeśli jakaś matka z pewnych, niezależnych od swojej woli powodów nie karmi to nic złego! Nie zadręczaj się! I zapamiętaj coś ważnego, o czym wiele matek zapomina albo wiele osób stojących obok to lekceważy: TY TEŻ JESTEŚ WAŻNA! TWOJE POTRZEBY I UCZUCIA NADAL SA WAŻNE! JEŚLI CZEGOŚ NIE MOŻESZ LUB NIE UMIESZ TO TRUDNO, NIE JESTEŚ IDEAŁEM TYLKO CZŁOWIEKIEM! Nie mówię by nie próbować i od razu się poddawać, o nie! Ale myślę, że dziecko nie chciało by, by jego kochana mamunia zadręczała się tym, że nie mogło ssać piersi, bo dostawało wiele miłości i czułości pod innymi wieloma postaciami choć by tym poświęceniem z jakim mama odciągała pokarm.
      Nie daj sobie wmówić,że jesteś gorsza, bo przed Bogiem wszyscy jesteśmy równi. A porażka będzie wtedy gdy pozwolisz by to poczucie winy zżarło Cie od środka i nie pozwalało się cieszyć macierzyństwami. Mój sposób na bycie dobrą mamą? Uczyć się, czytać, dowiadywać, rozmawiać ale mieć swój rozum i dostosowywać rady do siebie i swojego dziecka, bo wszyscy jesteśmy inni i mamy inne potrzeby. I nie dać się zwariować, by macierzyństwo było radością, a nie wieczną udręką z nie bycia idealną.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Dziękuję Wam, Moniko i Dario za Wasze słowa pod komentarzem Oli. Podpisuję się pod nimi obiema rękami i dodam więcej:
      Ola!
      Jesteś prawdziwą bohaterką! Przez pół roku co trzy godziny we dnie i w nocy odciągałaś pokarm, WALCZYŁAŚ jak lwica! Jesteś moją bohaterką i prawdziwym herosem. Przekazałaś jej prawdziwe bogactwo i pokazałaś miłość, która niczego się nie boi i góry przenosi. Niczego nie musisz się wstydzić. Bądź dumna z tego, jaką jesteś mamą, jak wspaniałą córę wychowujesz. Nie, Twoje dziecko "nie doświadczy samego zła, bo pije z butelki". Mówię Ci to ja. Nie od butli czy cyca zależy całokształt naszego życia, tylko od miłości, poczucia bezpieczeństwa i troski. Większej empatii, czułości, cierpliwości i zrozumienia niż u Ciebie nie widziałam chyba u żadnej innej mamy. I nie jest to "tanie pocieszenie", ale autentyczny wyraz podziwudla Twojej osoby.
      Pozdrawiam ciepło :*

      Usuń
    4. Bardzo Wam wszystkim dziękuję... Wasze słowa są dla mnie ogromnie cenne. Właśnie tego mi brakowało w tamtym czasie! Ale dostałam to teraz! Bardzo, bardzo dziękuję...Mam jednak nadzieję, że kiedyś będę mogła "wyciągnąć cyca" ;)

      Usuń
  6. Karmiłyście kiedyś nie swoje dziecko? Mnie zdarzyło się karmić dwójkę nie swoich - spektrum towarzyszących uczuć jest niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś koleżanka poprosiła mnie o dokarmienie dziecka, kiedy zostanie pod moją opieką. Oczywiście się zgodziłam, choć zastanawiałam się "jak to będzie", co na to mały S., i w ogóle, co na to synek koleżanki. Ostatecznie jednak nie było mi dane, bo zmieniły się plany i moja opieka nie była potrzebna. Jednak, gdyby ktoś mnie znów o to poprosił dla swojego dziecka, nie wahałabym się. :)

      Usuń